sobota, 23 lutego 2013

Chapter five


Sky, wyszła tydzień po przebudzeniu. Wszystko było jak poprzednio... jednak nie. Był wielki haczyk. Całe towarzystwo chciało by się do siebie zbliżyli , w sensie przyjaciel - przyjaciółka. Chcieli odnowić przyjaźń. Lecz po co im to? Po co, jak Sky i tak wyjdzie z tej amnezji? Do tego nie doszli.

*Pół miesiąca później - dom One Direction.*

Od samego rana słychać krzyki. Cóż jest dzisiaj? Urodziny Sky. Na szczęście, nocowała u przyjaciółki, Jane.
-Niall, nie jedz tych przekąsek!.NIALL!
-Harry ubierz się!
-Zayn, wyjdź już z tej łazienki bo nie mieszkasz tu sam!
-Liam,zostaw te łyżki!
Każdy odpowiedział, znanym w tym domu " ehe" . Louis chciał by wypadło wszystko najlepiej. To już drugie urodziny w gronie całego One Direction. Lecz...O pierwszych nie wspominać. I wreszcie , po długim wyczekiwaniu nadejścia solenizantka przyszła. Przebieg jej, nie spełnił najśmielszych oczekiwań dziewczyny.
-------------------------Impreza urodzinowa.Godzina 19:35 ----------------------

Siedziałam przy stoliku i sączyłam drinka. Bardzo świetnie się bawiłam. Po jakimś czasie dosiadł się do mnie Harry.Nie powiem, był trzeźwy.
-N-no cześć.

-Hej.

-No cześć.Chodź za mną.

Wziął mnie za rękę, i poprowadził mnie do swojego pokoju. Usiadł na łóżku i wskazał mi ręką, miejsce obok siebie. Gdy zrobiłam to samo co on, zaczął.
( Czytaj powoli,dodaje nastroju :) )

-Bo wiesz Sky.. od dawna czuję do Ciebie coś więcej.. , coś więcej niż przyjaźń.. Może będziesz sądziła że coś brałem - blado się zaśmiał - lecz to prawda. Zwlekałem z tym od dłuższego czasu.. Dwóch, może trzech miesięcy... Lecz uświadomiłem sobie ... Kocham Cię Sky..Niewyobrażalnie mocno.. - w tym momencie popłynęła mu po policzku jedna, pojedyncza łza. Nie wiedziałam co o tym myśleć.. Harry ? On mnie kocha?

-Nie zrozum tego źle ... Harry, przepraszam, lecz ja nic do ciebie nie czuję..

-Tak wiem. Wiedziałem że tak będzie! Po co to mówiłem...Zresztą nic. - i wyszedł. Po prostu wyszedł.
---------------------------------------------------------
Sorry wam że tak długo nie dodawałam! I jak ? ;pp
Może i wiecie , usunęłam Twittera.. Kto będzie chciał być powiadomiony , prosiłabym o nicki przy komentarzu, bo mam nowego ; P Zapraszam do udziału w ankiecie ;3

piątek, 15 lutego 2013

Chapter four.

KONIECZNIE WŁĄCZ TO ! INACZEJ NIE CZYTAJ.
(JAK SIĘ SKOŃCZY WŁĄCZ JESZCZE RAZ)
-Bo..  z b - badań wynikło że on- ona ma ...

-Co ma?!

-Amnezję... -powiedziała, chowając twarz w dłonie.

-Ale to nie może być prawda! - krzyknąłem.

-Lou... To prawda. Wybudziła się przed chwilą i wzięli ją na badania. Nie wiedziała, kim jestem! - powiedziała krztusząc się własnymi łzami.

Z własnej bezsilności usiadłem na ławce.Nie umiałem powstrzymać łez.

*Oczami Sky*

Obudziłam się w białej sali. Nie wiedziałam gdzie jestem, jak się nazywam. Nie wiedziałam kompletnie nic. Po około piętnastu minutach , zawitał u mnie lekarz.

-Dzień dobry , pani Tomlinson - powiedział z uśmiechem, siadając na krzesełku obok.

-Dzień dobry. Proszę pana , jak ja się tu znalazłam?

-No i jest potwierdzenie badań. - mruknął pod nosem- No cóż pani Tomlinson ma pani zaniki pamięci czyli tak zwaną amnezję.Ten stan który wykryliśmy u pani ,zniknie, czyli będzie wszystko jak przedtem, nie zależy od nas lecz co wywnioskowaliśmy z wypadku będzie on w miarę długi.

-Jak długi?

-Z cztery, trzy lata.Może pani się dziwić że on jest właśnie w miarę długi, lecz mieliśmy pacjentkę w takim stanie jak pani, tylko ona miała amnezję 7 lat i w dodatku miała o wiele słabsze uszkodzenie mózgu, więc widzi pani. Od nas to nie zależy. 

-Aha... No cóż, a jak się tu znalazłam?

-Wypadek zdarzył się wczoraj po południu, lecz dziwie się że tak prędko pani się wybudziła, lecz szczerze mówiąc, wszystkie podstawowe działania podjęliśmy dzisiaj w nocy. Pani i tak miała wielkie szczęście. Ma pani jeszcze jakieś pytania?

-Nie, dziękuję.

-Ktoś chce się z panią zobaczyć.. - powiedział. Po chwili wyszedł.. Jak teraz będzie wyglądało moje życie? Jak ono wyglądało? Miałam tysiące tematów do rozmyśleń. W moich drzwiach zawitała dziewczyna. Miała blond włosy do bioder. Czarne rurki i bluzkę z napisem " Never Say Never"..

-Cześć Sky! - powiedziała przytulając mnie.

-Sky? Jaka Sky?

-Nie rób sobie żartów.- jeszcze uśmiechała się przez chwilę, lecz gdy zobaczyła mój wyraz twarzy, w oczach pojawiły jej się łzy. - Sky! Proszę nie rób mi tego... - totalnie się rozkleiła. Nie znałam jej. Może to moja przyjaciółka albo siostra? Nie mam pojęcia.

-Przepraszam, lecz nie mam pojęcia o kim mówisz...

-Mam na imię Jane... I jestem twoją przyjaciółką... A raczej byłam....

-Aha.. A dlaczego nazywasz mnie Sky? Mam tak na imię?

-Tak.. Nazywasz się Sky Tomlinson. Masz sławnego brata z zespołu One Direction. Pochodzisz z Polski, a twoi rodzice nie żyją. -przedstawiła co i jak. Nie wierzyłam jej , lecz nie wyglądała choćby kłamała. Miałam aż tak straszną przeszłość..

-O mój boże , Jane.. To moja wina.. Gdyby nie ja, nie było by takich problemów... Mam wrażenie że wszystko kręci się wokół mnie.Przepraszam... - nie umiałam powstrzymać łez. Przytuliła mnie... Jednym słowem obie płakałyśmy, do chwili, aż nie przyszedł do mojej sali lekarz.

-Panno Tomlinson proszę na badania.. - wziął mnie pod rękę. Zostawiłam w sali , nadal płaczącą Jane...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jak pierwsze wrażenia? Nie mam zdania do tego rozdziału, lecz za dużo dialogów xD
I z góry mówię, opowiadanie będzie miało góra 20 rozdziałów, i większość będzie polegała na tym wypadku.  Zapraszam do waszej opinii, i do głosowania w ankiecie po prawej stronie. :)

środa, 13 lutego 2013

Chapter Three

Obudziłem się o 14 z strasznym bólem głowy , zwanym kacem . El jeszcze spała, więc mogłem zrobić śniadanie. Spojrzałem jeszcze przed zejściem do kuchni na telefon. "56 nieodebranych połączeń - Jane "   . Że co ? Jane chciała ze mną rozmawiać . Nacisnąłem tylko przycisk " zadzwoń" i czekałem na odebranie przyjaciółki mojej siostry.

 -Lou?! Tak dobrze że dzwonisz! Sky jest w szpitalu! - powiedziała szybko i zdenerwowanie.

 -Nie rób sobie ze mnie żartów. - powiedziałem.

 -O mój boże Louis , czy ty jesteś aż tak głupi?! Szpital ten zaraz obok Nando's , cześć!

*Oczami Jane*
 -O mój boże Louis , czy ty jesteś aż tak głupi?! Szpital ten zaraz obok Nando's , cześć!
 Nie wytrzymywałam psychicznie. Wypadek Sky , głuchota i zarazem głupota Louisa?! Dowiedziałam się wczoraj o tym wypadku , nie mogłam zwlekać , zadzwoniłam do Louisa. Jak na złość nie odbiera. A ze Sky co? W śpiączce jest. Gdy moja przyjaciółka wyzdrowieje, obiecuję jak matkę kocham, wyprowadzimy się razem do Francji na studia. I tak planowaliśmy od półtorej roku.Po chwili z sali której leżała Sky ,  wyszedł lekarz.

-Pani jest kimś z rodziny od Sky Tomlinson? - spytał .

-Nie , lecz jestem jej przyjaciółką.

-A nie ma teraz nikogo z rodziny??

-Niestety.

-To zapraszam do gabinetu.

Szłam wzdłuż białego korytarza , mijając jednoosobowe śnieżnobiałe siedzenia. Było mi strasznie przykro patrzeć , na zapłakane osoby. Mimo to nie traciły wiary. Jakże cieszyłam się ze szczęścia innych , co mi dodawało otuchy. Nim się zorientowałam byłam już pod gabinetem. Weszłam do pomieszczenia. Dobrze że usiadłam, bo ta wiadomość , odmieniła moje życie o 360 stopni.
*Oczami Louis'a* 
Biegłem ile sił w nogach do szpitala, w którym znajdowała się moja siostra. Gdy już tam dotarłem, musiałem się spytać o dalszą drogą recepcjonistki . 

-Przepraszam gdzie leży Sky Tomlinson?

-Pokój 678,piętro 3.Przepraszam,czy ty przypadkiem nie jesteś Louis Tomlinson z zespołu One Direction? - spytała podekscytowana.

-Tak to ja, ale przepraszam , nie mam czasu . 

Wyruszyłem w poszukiwaniu schodów, pozostawiając w tyle  osłupiałą recepcjonistkę. Gdy już je znalazłem, pobiegłem na wskazane piętro czyli 3. Tam zamiast cieszącej się , zastałem płaczącą Jane.

-O mój boże , Jane, co się stało?!

-Bo..  z b - badań wynikło że on- ona ma ... 

~~~~~~~~~~~~

Jak myślicie o co chodziło Jane? 
Zapraszam do komentowania, oraz braniu udziału w ankiecie po prawej stronie ;)

wtorek, 12 lutego 2013

Chapter two

Obudziłam się po 10. Zrobiłam poranną toaletę i przebrałam się w czarne rurki , białą bokserkę i miętową marynarkę z rękawem 3/4 . Do tego stroju , miałam pomalowane rzęsy mascarą, oraz kreski eyelinerem. Na usta nałożyłam błyszczyk z drobinkami . Ubrałam też te botki. Gdy zeszłam na dół całe 1D siedziało przed telewizorem.Nie zabrakło też ich dziewczyn, czyli Eleanor,Danielle i Perrie. Nie zwracając większej uwagi na wymienione przedtem osoby , wyszłam. Kierowałam się tam gdzie zawsze , czyli Starbucks . Mogę tam przesiadywać godziny. I do tego Matt. On jest strasznie śliczny.. Przepraszam, Matt to pracownik Starbucksa.Podałam Wam już jeden powód chodzenia tam? Moje rozmyślenia przerwał telefon. Spojrzałam na mojego I Phone . Osoba która starała się do mnie dzwonić była Louisem.

-Słucham?

-Gdzie jesteś? Ja tu od zmysłów odchodzę!- powiedział ze zdenerwowaniem brat.

-Nie powinno cię to obchodzić.

-A obchodzi!!! Chciałem ci coś powiedzieć w dość łagodny sposób lecz z tobą nie da się rozmawiać!!

-Coś jeszcze?

Rozłączyłam się. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Po jakiś 10 minutach, po raz kolejny przerwał mi spokój kolejny telefon.

- Haloooo?

- No cześć Sky! Byłam u ciebie w domu i Lou powiedział mi mniej więcej - próbowała naśladować głos Louisa - Nie wiem gdzie ona jeeest! Uciekła chyba, w Nibylandii ją widziałem" . Ale fakt faktem , był strasznie upity. Zdawało mi się że on miał skręta w ręce. - powiedziała ze spokojem Jane.

-CO?! LOU I SKRĘTY ? NIE NIE NIE. ! To nie może być prawda.

Rozłączyłam się. Musiałam czym prędzej być w domu . Mijałam tłum zabieganych ludzi , jak na godzinę 12 w Londynie. Gdy byłam w połowie pasów, nie zauważyłam jadącego na przeciw samochodu. Poczułam tylko mocne uderzenie w okolicach ud , a później tylko ciemność.

 --
Przepraszam że taki krótki , lecz nie miałam zbytnio czasu ; C

poniedziałek, 11 lutego 2013

Chapter one.

-Sky! Na dół! - awhh! Jak ja go nie cierpię.. Z czego mam się cieszyć , no za przeproszeniem jak mam brata pedała , dla 3/4 świata. Agh! Wróćmy do rzeczywistości .
-Zejdziesz czy nie?! - krzyczał z niecierpliwości braciszek. Musiałam się wreszcie podnieść , i iść bo pan Tomlinson czegoś wreszcie chciał.
-Czego?! - spytałam z lekceważeniem .
-Wychodzę. - powiedział.
-I po to mnie wołałeś?!
-No tak... - odpowiedział trochę bardziej speszony.
-To ja też. Bay!- powiedziałam arogancko. Zaszłam jeszcze do naszego garażu wziąć deskorolkę.Nie wiem jak to sobie to wyobraża .. Po tym jak zginęli NASI rodzice, Lou "odnalazł" się i postanowił mnie "przygarnąć".  Wolałam już być w domu dziecka niż mieszkać razem z NIM , i następną czwórką przygłupów. Farbowany blondyn , "bad boy" , Loczek , Li, Liam ? Jakoś tak. Wolę z całej piątki włączając w to Louis'a , Nialla. On od samego początku mi nie przeszkadza. Taki spoko się wydaje. A co do Hazzy ... Nie mam zdania. Jest nieznośny! Nie wiem jak reszta z nim wytrzymuje ale ja się zawsze z stamtąd izoluję .Jaki normalny człowiek biega po domu nago?! Nienawidzę sióstr Louie'go , bo moimi nie mogę ich nazwać. "Starają się " być miłe. Ja też , lecz nam jakoś to nie wychodzi. Nim się zorientowałam byłam już przy domu Jane. Zadzwoniłam.Po chwili zobaczyłam jak drzwi się otwierają.
-Cześć Sky. ! - powiedziała jak zwykle radośnie.
-Cześć. Idziemy ? - wskazałam na deskorolkę.
-Jasne, czekaj wezmę też! - powiedziała i chwilę potem zniknęła za drzwi.Poszłyśmy do tego miejsca, gdzie zawsze idziemy pojeździć , czyli skate park. Kochamy to miejsce. [......] Skończyłyśmy jeździć, przed 20. Skate park jest do właśnie 8, więc spoko.
-Jane , idziemy do mnie czy gdzie? -Spytałam
-Możemy do ciebie.
Po chwili byłyśmy przy moim mieszkaniu . Weszłam do niego jakby nigdy nic.Nasz kochany Lou , musiał się do czegoś uczepić.
-Gdzieś ty była?!
-Nie twoja sprawa. - syknęłam.Nie zwracając większej uwagi na brata, kierowałam się z moją przyjaciółką w stronę schodów. Przez jakieś półtorej godziny gadałyśmy , co i jak. Około godziny 03, Jane poszła, a ja odpłynęłam w krainę Morfeusza..